Kobieto pomyśl o sobie.

Fakt jest taki, że im bliżej porodu, tym otoczenie trochę lub czasem bardziej przestaje myśleć o kobiecie. Ba! Ona sama przestaje myśleć o sobie i swoich potrzebach. Wszystko definiowane jest przez pryzmat potrzeb i dobra dziecka.
Oczywiste.
Pamiętam siebie, teraz z perspektywy czasu wiem, że w pewnym momencie nie tylko otoczenie ale ja sama przestałam myśleć o sobie. Przestałam się liczyć dla siebie samej. Wszystko wykonywałam mechanicznie, bez zastanowienia, liczyła się tylko córka.

Z biologicznego punktu widzenia jest to naturalny i oczywisty proces. Hormony robią swoje, natura działa na pełnych obrotach.
Wiem jednak, że przesadziłam. Wtedy takie myślenie było dla mnie oczywiste, teraz borykam się z tamtym okresem, widzę wiele stoczonych ze sobą walk i trudnych etapów, których można było uniknąć, gdyby był obok ktoś kto przypomniał by mi, że ja też się liczę.
Macierzyństwo nie może opierać się na bezgranicznym poświęceniu. Łatwo jest się pogubić, zacząć definiować potrzeby dziecka jako swoje własne. A przecież tak nie jest!
Owszem, każda mama myśli o swoim dziecku, pragnie dla niego tego co najlepsze, przedkłada potrzeby noworodka nad swoje. Trzeba jednak pamiętać, że nadal jest się osobnym człowiekiem, bytem, który zwyczajnie ma prawo do zdrowego myślenia o sobie.

Przez pierwsze 18 miesięcy życia Zosi nie czułam, że coś tracę. Dobrze czułam się w roli kury domowej jako takiej. Gorzej bywało, kiedy w codziennych sytuacjach nie tylko nie potrafiłam określić na ile mi odpowiada rezygnacja z własnych potrzeb – ja nie czułam nawet, że z czegoś rezygnuję.
To budziło moją frustrację. Wiedziałam, że coś nie gra ale nie wiedziałam co.
Czasem bardzo długo trwało zanim udało mi się ustalić co i jak chce robić, dlaczego taki styl wychowania mi odpowiada, dlaczego jedną konkretną rzecz rozwiązuje w ten sposób, a inną w inny. Brakowało mi poczucia pewności.

Brakowało mi douli. Ona nie byłaby ze mną do 18 miesiąca córki. Ale już na początku macierzyństwa, starałaby sie utwierdzać mnie w mojej roli. W poczuciu, że można pogodzić moje wewnętrzne potrzeby z potrzebami noworodka.
Zdecydowanie łatwiej by mi było dojść do wniosku, że uwaga – Moje potrzeby są ważne i to jak chce je godzić z rolą matki, to moje prawo do własnej drogi w macierzyństwie. Bo liczy się tylko to aby to nam było dobrze razem, a nie schematy jakie próbowało mi wtłoczyć do głowy otoczenie. Banał.
Dojście do tego zabrało mi bardzo dużo czasu.
A przecież wystarczyło, aby ktoś mi powiedział, że nikt tak jak ja nie będzie wiedział co jest dla nas najlepsze.
Że jeśli spanie razem godzi moją potrzebę snu i Zosi daje poczucie bezpieczeństwa, a ja dodatkowo nie mam z tym problemu – to nie ma w tym nic złego. Wiele, wiele było takich sytuacji.
Ja nazywam to egoizmem. Z jednego prosteg powodu. Kiedy ktoś mi wtedy mówił „Pomyśl o sobie.”, to ja szłam umyć włosy i się pomalować. Wtedy w moim przeświadczeniu o tym, że moje potrzeby się nie liczą, te słowa miały zwyczajnie za małą moc. Potrzebowałam kogoś, kto wsłuchując się w moje słowa i problemy pomógł by mi dojść do wniosku, że pora na zdrowy egoizm, który sprawi (teraz to wiem), że przestanę się szarpać.
Nie twierdzę przez to, że każda kobieta potrzebuje tak bezpośredniego przekazu, natomiast każda bez wątpienia, bardzo potrzebuje uznania własnych potrzeb, wysłuchania, pomocy w określeniu co jest nie tak i co można zrobić aby poczuć się lepiej.

Bardzo żałuję, że w pewnym momencie nie posłuchałam Ani i nie zadzwoniłam do douli Marianny. „Co mi ona może powiedzieć” pomyślałam. Teraz, kiedy wiem, nigdy więcej nie odrzucę takiej pomocy.
Wiem już, przekonałam się na własnej skórze, że umieć przyjmować dobrą pomoc, to sztuka. Warto się jej nauczyć. Dla siebie.

Natalia

Dodaj komentarz